Czytasz=Komentujesz
________________________________________________
Rozdział 1
________________________________________________
Rozdział 1
*
~Świat jest mały; czy dlatego należy uwolnić go od wielkich ludzi? ~
Janusz Gaudyn
Piekło na
ziemi. Tak zwykli ludzie nazywają tę bezduszną agonię życia codziennego. Dziś
każdy podąża swoimi ścieżkami i nie myśli o konsekwencjach swych czynów. Kłęby
dymu z rur wydechowych pojazdów skutecznie zastępują naturalną mgłę. Zgiełk uliczny nie daje nikomu spokoju. Aby
dojść, do choćby najmniejszego sklepu trzeba przepchać się przez tłum ludzi i
przejść przez niebezpieczne drogi.
Ciemnowłosy chłopak, przemierzający ulice
Warszawy, nie byłby niczym niezwykłym. Nie byłby, gdyby ktoś go widział. Chłopak, zręcznie omijając przechodniów,
kierował swe zmęczone kroki prosto z ulicy złotej (dokładnie rzecz ujmując ze
Złotych Tarasów) ku patelni. A dokładniej pod nią. Prześlizgnął się pod bramkami i wszedł do
pociągu, który jak na zawołanie wjechał właśnie na stację metra. Chłopak stanął na końcu i obserwował
bezczelnie innych pasażerów, gdy podczas ruszania zarzuciło wszystkimi lekko do
przodu. Oczywiście nikt nie miał do niego pretensji. W końcu nikt tego nie mógł
zobaczyć, skoro był niewidzialny.
Minuty ciągnęły się nie ubłagalnie. W końcu kolej wtoczyła się na stację
Mokotów i z wyraźną ulgą ciemnowłosy przepchnął się przez tłum. Swoje
kroki skierował automatycznie na ulicę Sobieskiego. Stanął przed starym,
szarym budynkiem dawnej Ambasady Rosji. Jednak w jego oczach mienił on
się inaczej. Oto Instytut w Warszawie. Zbudowany w stylu neogotyckim.
Nad kutą z żelaza bramą, na kamiennym łuku widniał łaciński napis: „Pulvis et umbra sumus” – Prochem i cieniem jesteśmy. Gdy chłopak przeszedł przez bramę Instytutu, na powrót stał się widzialny. Wysoki i umięśniony brunet o oczach czarnych jak węgiel, miał ciało całe pokryte Runami, bliznami i innymi oszpeceniami. Jego krok był pewny, zresztą tak samo, jak jego pawi charakter. Chociaż to cecha, która łączy prawie wszystkich Nocnych Łowców. Mają się za lepszych i wyjątkowych. Stanąwszy przed masywnymi drzwiami, pchnął je, wpuszczając do środka trochę słonecznego światła, które przebijało się przez czar. Wnętrze wyglądało tak samo, jak każdego innego Instytutu. Wysokie łukowate sklepienie, szeroki labirynt korytarzy, obwieszony obrazami poprzednich mieszkańców tego miejsca. Gdzieniegdzie z porozwieszanych nieregularnie kinkietów ciemność rozpraszało magiczne światło. Mosiężne drzwi zatrzasnęły się za nim, a ich dźwięk rozszedł się echem po budynku.
Nad kutą z żelaza bramą, na kamiennym łuku widniał łaciński napis: „Pulvis et umbra sumus” – Prochem i cieniem jesteśmy. Gdy chłopak przeszedł przez bramę Instytutu, na powrót stał się widzialny. Wysoki i umięśniony brunet o oczach czarnych jak węgiel, miał ciało całe pokryte Runami, bliznami i innymi oszpeceniami. Jego krok był pewny, zresztą tak samo, jak jego pawi charakter. Chociaż to cecha, która łączy prawie wszystkich Nocnych Łowców. Mają się za lepszych i wyjątkowych. Stanąwszy przed masywnymi drzwiami, pchnął je, wpuszczając do środka trochę słonecznego światła, które przebijało się przez czar. Wnętrze wyglądało tak samo, jak każdego innego Instytutu. Wysokie łukowate sklepienie, szeroki labirynt korytarzy, obwieszony obrazami poprzednich mieszkańców tego miejsca. Gdzieniegdzie z porozwieszanych nieregularnie kinkietów ciemność rozpraszało magiczne światło. Mosiężne drzwi zatrzasnęły się za nim, a ich dźwięk rozszedł się echem po budynku.
-Danielu! – W holu rozległ się kobiecy głos. Chwilę później pojawiła się
jego właścicielka. Wysoka, szczupła kobieta ubrana w luźną, satynową
bluzkę w kolorze écru i beżowe spodnie, a do tego miała
kilkucentymetrowe czółenka.
-Cześć Niki – Odburknął znudzony chłopak. Zawsze zastanawiał się jak szefowa Warszawskiego Instytutu, może chodzić cały czas w szpilkach i nie połamać sobie nóg na wąskich i niekiedy stromych schodach.
-Czy ty zawsze musisz oznajmiać nam swój powrót z impetem? – Zapytała kobieta, stając naprzeciw bruneta. Jej długie jasnobrązowe włosy spływały falami po plecach.
-Tak – Odparł krótko – Lubię zwracać na siebie uwagę, uprzedzając twoje następne pytanie. Szefowa instytutu westchnęła z rozdrażnieniem, co sprawiło niekrytą satysfakcję Danielowi.
-No dobrze – Zaczęła Nikola, powoli wypuszczając powietrze z płuc. – Przypominam, że jutro zbiera się u nas Enklawa, więc proszę cię, nie rób takiego harmidru jak zwykle.
-Nic nie mogę obiecać – Chłopak wyszczerzył się i ruszył schodami na górę, do swojego pokoju. Po drodze usłyszał jeszcze jak Nikola, coś mruczy pod nosem, ale nie obchodziło go specjalnie, o co chodzi. Idąc szerokimi korytarzami Instytutu, głośno stukał o posadzkę. Będąc w holu prowadzącym do sypialni, nieco ściszył swoje kroki. Wiedział, że pozostałych trzech lokatorów lepiej nie drażnić. Szczególnie tych płci żeńskiej. Wszedłszy do swojego pokoju, który mimo staroświeckiego wyglądu, przypominał pokój każdego nastolatka, rzucił się na łóżko. Jednak jego błogi spokój nie trwał wiecznie. Ktoś uchylił drzwi, a one zaskrzypiały okrutnie.
-Cześć Niki – Odburknął znudzony chłopak. Zawsze zastanawiał się jak szefowa Warszawskiego Instytutu, może chodzić cały czas w szpilkach i nie połamać sobie nóg na wąskich i niekiedy stromych schodach.
-Czy ty zawsze musisz oznajmiać nam swój powrót z impetem? – Zapytała kobieta, stając naprzeciw bruneta. Jej długie jasnobrązowe włosy spływały falami po plecach.
-Tak – Odparł krótko – Lubię zwracać na siebie uwagę, uprzedzając twoje następne pytanie. Szefowa instytutu westchnęła z rozdrażnieniem, co sprawiło niekrytą satysfakcję Danielowi.
-No dobrze – Zaczęła Nikola, powoli wypuszczając powietrze z płuc. – Przypominam, że jutro zbiera się u nas Enklawa, więc proszę cię, nie rób takiego harmidru jak zwykle.
-Nic nie mogę obiecać – Chłopak wyszczerzył się i ruszył schodami na górę, do swojego pokoju. Po drodze usłyszał jeszcze jak Nikola, coś mruczy pod nosem, ale nie obchodziło go specjalnie, o co chodzi. Idąc szerokimi korytarzami Instytutu, głośno stukał o posadzkę. Będąc w holu prowadzącym do sypialni, nieco ściszył swoje kroki. Wiedział, że pozostałych trzech lokatorów lepiej nie drażnić. Szczególnie tych płci żeńskiej. Wszedłszy do swojego pokoju, który mimo staroświeckiego wyglądu, przypominał pokój każdego nastolatka, rzucił się na łóżko. Jednak jego błogi spokój nie trwał wiecznie. Ktoś uchylił drzwi, a one zaskrzypiały okrutnie.
-Ktoś
powinien je wreszcie naoliwić – Stwierdził gość Daniela, który słysząc znajomy
głos, uniósł jedną powiekę i spojrzał na osobnika. Przed drzwiami stał chłopak,
w potarganych jasnobrązowych włosach i z nikłym uśmieszkiem na wąskich wargach.
W jego piwnych oczach jak zwykle tańczyły iskierki. Daniel nigdy nie mógł
zrozumieć, dlaczego jego parabatai potrafi
być tak wielkim optymistą.
-Hej Fabian
– Przywitał się znużonym głosem brunet – już mówiłem o tym Nikoli, ale ona mnie
nie słucha. Szatyn zbliżył się do
przyjaciela i przysiadł na jego łóżku. Spod kołnierzyka koszuli wystawały mu
czarne runy. Podobnież spod rękawów i nogawek dżinsów.
-Gdzie byłeś
cały dzień? – Zapytał ze swoim zwyczajowym uśmieszkiem, za który nieraz
porządnie dostał w tył głowy od przyjaciela.
-Wszędzie –
Oznajmił chłopak, zataczając półkole ręką.
Przez okno przebijały się promyki zachodzącego słońca i oświetlały pokój
na tyle, że można było zobaczyć jedynie najbardziej charakterystyczne elementy
umeblowania. Ogółem panował tutaj
półmrok.
Fabian
westchnął przeciągle i skierował swoje piwne oczy na bruneta.
-Znów byłeś w Przyziemnej szkole? – Zapytał retorycznie, ponieważ i tak
znał odpowiedź. Odkąd pamiętał jego parabatai interesował się wszystkim,
co Przyziemne, chociaż nigdy jednym z nich nie był. Większość Nocnych
Łowców gardzi Przyziemnymi i uważa ich za słabszych oraz gorszych. Ale
nie Daniel. Jego ciekawi cały ludzki świat. Być może to z powodu siostry
bliźniaczki, która wbrew oczekiwaniom rodziców wolała żyć jak zwykły
człowiek. Chociaż Świat Cieni zostaje jej nieodłączną częścią i gdzie
nie spojrzy tam, widzi wilkołaki, wampiry, fearie,
czarowników i raz na jakiś czas demony. Kilka lat temu rodzice Daniela
niechętnie odesłali córkę od szkoły z internatem w Paryżu.
-A jak myślisz? – Odparł ciemnowłosy. Tamten jedynie westchnął teatralnie i powiedział:
-Dustinie Danielu Keywater! – Powiedział władczym tonem przyjaciel. Chłopak wzdrygnął się o bardzo dawna nikt, nie używał jego pierwszego imienia, które zastępował drugim oraz, co gorsza, nazwiska, które można by rzec, wykluczało jego polską narodowość. Otóż to prawda i nie prawda. Jego matka jest pół Włoszką pół polką, zaś ojciec francuzem, więc miał w sobie mieszane geny. Chociaż oboje byli Nocnymi Łowcami.
-Co Fabianie Oskarze Foxyoung? – Zakpił podobnym tonem brunet.
-Musisz wreszcie przestać chodzić do tych przyziemnych szkół. Rozumiem, że ciekawi cię życie normalnych Mundane, ale powinieneś się opamiętać. A co jeżeli ktoś cię zobaczy? – Syknął na niego przyjaciel, mrużąc oczy.
-Zawsze nakładam runę niewidzialności – Odparł beztrosko. Parabatai podszedł do niego bliżej. Wiedział doskonale, że Daniel zawsze staje na swoimi i nikogo nie słucha. Zawsze chodzi własnymi ścieżkami.
-Jesteś niemożliwy – Mruknął cicho. Czarnowłosy zachichotał i wrócił do czytania gazety, którą kilka minut wcześniej podniósł ze stolika nocnego. Wiedząc, że nic więcej nie może powiedzieć Fabian, wyszedł z pokoju, rzucając tylko fakt, że za piętnaście minut będzie obiad...
-A jak myślisz? – Odparł ciemnowłosy. Tamten jedynie westchnął teatralnie i powiedział:
-Dustinie Danielu Keywater! – Powiedział władczym tonem przyjaciel. Chłopak wzdrygnął się o bardzo dawna nikt, nie używał jego pierwszego imienia, które zastępował drugim oraz, co gorsza, nazwiska, które można by rzec, wykluczało jego polską narodowość. Otóż to prawda i nie prawda. Jego matka jest pół Włoszką pół polką, zaś ojciec francuzem, więc miał w sobie mieszane geny. Chociaż oboje byli Nocnymi Łowcami.
-Co Fabianie Oskarze Foxyoung? – Zakpił podobnym tonem brunet.
-Musisz wreszcie przestać chodzić do tych przyziemnych szkół. Rozumiem, że ciekawi cię życie normalnych Mundane, ale powinieneś się opamiętać. A co jeżeli ktoś cię zobaczy? – Syknął na niego przyjaciel, mrużąc oczy.
-Zawsze nakładam runę niewidzialności – Odparł beztrosko. Parabatai podszedł do niego bliżej. Wiedział doskonale, że Daniel zawsze staje na swoimi i nikogo nie słucha. Zawsze chodzi własnymi ścieżkami.
-Jesteś niemożliwy – Mruknął cicho. Czarnowłosy zachichotał i wrócił do czytania gazety, którą kilka minut wcześniej podniósł ze stolika nocnego. Wiedząc, że nic więcej nie może powiedzieć Fabian, wyszedł z pokoju, rzucając tylko fakt, że za piętnaście minut będzie obiad...
----------------------------------------------------------------------------------
No i jest pierwszy rozdział. Nowość nie ma prologu XD
A propos czcionki, jeżeli wam też o "Pulvis et umbra..." się zmniejsza to przepraszam, ale nie mam pojęcia jak to się dzieje. W edytorze tekstu mam Ariala, a na blogu się zmienia ;<
Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba i zapraszam do komentowania i dalszego czytania!
Nocni Łowcy! Fajnie się zaczyna czekam na nn
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
Usuńzapowiada się nieźle,ale powinnaś ostro popracować nad stylem pisania.
OdpowiedzUsuńŚwietnie się rozpoczyna! :)
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej! :)
Dziękuje :)
UsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ;)
W niektórych momentach nie mogłam powstrzymać się od śmiechu ;D
Z chęcią będę czytać dalej :D
Zapraszam również do siebie ;)
http://zaginionaa.blogspot.com/
Pozdrawiam Alpha
Dziękuje :P
Usuń