Czytasz=Komentujesz
___________________________________________________
Rozdział 3
___________________________________________________
Rozdział 3
*
~Największym nieszczęściem porządnych ludzi jest tchórzostwo~François-Marie Arouet
*
Wspomnienia, potrafią nas
przytłaczać. Najgorsze
są te, które przychodzą w nocy. Wtedy, kiedy zapadamy w błogi sen z ulgą po
ciężkim dniu, pełnym nieustającego zagrożenia. Lecz czasem kraina Morfeusza
zmienia się w Hades.
Dwunastoletni chłopiec schodził właśnie ze stromych schodów Instytutu, kiedy usłyszał skowyt dochodzący zza mosiężnych drzwi.
-Mamo!
– Zawołał. Jednak nie dostała odpowiedzi. Nie mógł. Oprócz niego w
budynku były jeszcze tylko dwie osoby, z czego jedna aktualnie spędzała
ostatnie godziny w sali treningowej, natomiast druga skryła się w
pokoju. Nie pewnym krokiem podszedł do drzwi i otworzył kilka zasuw
zabezpieczających je. Wychylił ostrożnie głowę, a ciemne włosy okalające
jego buzię opadły niesfornie na czoło.
-Ktoś tu jest? – Zapytał cicho, rozglądając się dookoła. Nikogo nie widział. Już chciał zamknąć drzwi, kiedy poniżej jego wzroku rozległ się chrapliwy szept.
-Chłopcze… tu… na… dole… - Wydukał ktoś, pomiędzy flegmatycznym kaszlem. Ciemnowłosy spojrzał w dół i ujrzał skulonego, brudnego i obdartego człowieka. Twarz miał pochyloną w stronę ziemi, a z jego ust wyciekała czerwona strużka krwi. Młodzieniec przełknął ślinę, widząc zmizerniałą postać. W głębi swojego młodego serca poczuł głęboką chęć pomocy dla tego biedaka.
-Kim pan jest i co się panu stało? – Zapytał, otwierając nieco szerzej drzwi, tak aby smugi światła rozświetliły ciemną noc. I mężczyznę, klęczącego na schodach prowadzących do budynku. Ten ktoś, zamiast odpowiedzieć, znowu zaczął spazmatycznie kaszleć.
Jednak teraz coś zaczęło się zmieniać. Oślizgły odgłos począł zmieniać się w złowrogi rechot, a chwilę potem biedak uniósł głowę. Z jego czarnych oczodołów wypełzały granatowe węże o rubinowych oczach. Zamiast ust miał dziurę, z której wystawały dwa wężowe języki. Miał szarą jak popiół skórę i łysą głowę. Z jego długich, krzywych dłoni wyrastały ostre jak brzytwa pazury o barwie onyksu.
Demon gwałtownie rzucił się w stronę chłopca, lecz ten wczas zrobił unik i stwór zarył w kamienną posadzkę Instytutu. Ciemnooki krzyknął głośno i przeraźliwie, gdyż potwór nie miał prawa wstępu do katedry. Szybkim ruchem demon się podniósł.
-Zginiesz młody Keywaterze! – Powiedziało monstrum szorstkim jak papier ścierny i ostrym jak piła łańcuchowa głosem. Młodzieniec znowu pisnął, kiedy nieznany mu potwór zaczął iść w jego stronę. Nagle poczuł, że ktoś go popycha w dół i przyciska do ziemi. W tym samym czasie rozległ się świst i demon wydał z siebie piskliwy dźwięk, któremu zawtórował potok przekleństw. Chłopiec próbował się podnieść, lecz bez skutku.
-Leż – Usłyszał cichy głos i z ulgą poznał jego posiadacza. Tymczasem za jego plecami rozgrywała się walka, której nie mógł zobaczyć. Jednak znał jej konsekwencje. Widział już kałużę szkarłatnej krwi zmieszanej z czarną posoką. Wrzasnął najgłośniej, jak potrafił i wtedy…
-Ktoś tu jest? – Zapytał cicho, rozglądając się dookoła. Nikogo nie widział. Już chciał zamknąć drzwi, kiedy poniżej jego wzroku rozległ się chrapliwy szept.
-Chłopcze… tu… na… dole… - Wydukał ktoś, pomiędzy flegmatycznym kaszlem. Ciemnowłosy spojrzał w dół i ujrzał skulonego, brudnego i obdartego człowieka. Twarz miał pochyloną w stronę ziemi, a z jego ust wyciekała czerwona strużka krwi. Młodzieniec przełknął ślinę, widząc zmizerniałą postać. W głębi swojego młodego serca poczuł głęboką chęć pomocy dla tego biedaka.
-Kim pan jest i co się panu stało? – Zapytał, otwierając nieco szerzej drzwi, tak aby smugi światła rozświetliły ciemną noc. I mężczyznę, klęczącego na schodach prowadzących do budynku. Ten ktoś, zamiast odpowiedzieć, znowu zaczął spazmatycznie kaszleć.
Jednak teraz coś zaczęło się zmieniać. Oślizgły odgłos począł zmieniać się w złowrogi rechot, a chwilę potem biedak uniósł głowę. Z jego czarnych oczodołów wypełzały granatowe węże o rubinowych oczach. Zamiast ust miał dziurę, z której wystawały dwa wężowe języki. Miał szarą jak popiół skórę i łysą głowę. Z jego długich, krzywych dłoni wyrastały ostre jak brzytwa pazury o barwie onyksu.
Demon gwałtownie rzucił się w stronę chłopca, lecz ten wczas zrobił unik i stwór zarył w kamienną posadzkę Instytutu. Ciemnooki krzyknął głośno i przeraźliwie, gdyż potwór nie miał prawa wstępu do katedry. Szybkim ruchem demon się podniósł.
-Zginiesz młody Keywaterze! – Powiedziało monstrum szorstkim jak papier ścierny i ostrym jak piła łańcuchowa głosem. Młodzieniec znowu pisnął, kiedy nieznany mu potwór zaczął iść w jego stronę. Nagle poczuł, że ktoś go popycha w dół i przyciska do ziemi. W tym samym czasie rozległ się świst i demon wydał z siebie piskliwy dźwięk, któremu zawtórował potok przekleństw. Chłopiec próbował się podnieść, lecz bez skutku.
-Leż – Usłyszał cichy głos i z ulgą poznał jego posiadacza. Tymczasem za jego plecami rozgrywała się walka, której nie mógł zobaczyć. Jednak znał jej konsekwencje. Widział już kałużę szkarłatnej krwi zmieszanej z czarną posoką. Wrzasnął najgłośniej, jak potrafił i wtedy…
Obudził się. Cały spocony, z mocno bijącym sercem i straszliwymi
wizjami przed oczami. Rozejrzał się wokół. Był w swoim pokoju. Tym samym
odkąd skończył 12 lat. Odetchnął z głęboką ulgą i przymknął powieki. To
był błąd. Stanęły przed nim obrazy z tamtej pamiętnej nocy. To był
najgorszy dzień jego życia. Tego dnia jego starsza siostra zginęła.
Zabita przez demona Coredeuse*, a ta która przeżyła, zrezygnowała z
bycia Nocnym Łowcą. Każdego dnia pamiętał jak ciało Camille, płonęło na
stosie, a jej popioły jeden z Cichych Braci zanosił do Miasta Kości.
Pamiętał jak Nicolette
rozpaczliwie błagała, aby rodzice nie zmuszali jej do bycia… sobą.
Wiedział, że zgodzili się na to z niechęcią. Wrócił pamięcią do słów
ojca, który zmusił go do przeniesienia się do Instytutu w Warszawie.
Oczywiście nikt z Clave
nie zajmował się w większym stopniu sprawą napadu. W tamtym czasie
wszyscy byli zajęci nie jakim Sebastianem Morgensternem*. Zresztą, kto
przejmowałby się śmiercią jednego Łowcy, gdy w tym czasie ginęli oni
masowo w walce ze swoimi dawnymi pobratymcami. Wtedy jednak nie rozumiał
powagi sytuacji. Nawet gdy jego rodzice walczyli w Burren
z Mrocznymi. Niestety, w tamtym czasie istniała dla niego już tylko
jedna rzeczywistość: jego siostra zginęła. Po dziś dzień pamiętał jej
ostatnie słowa: „Nicki, Dusty.
Ratujcie świat przed demonami”. Również, wtedy zdecydował się używać
drugiego imienia. Pierwsze sprawiało mu gorzki żal. Przez długi czas nie
umiał się z tym pogodzić i obwiniał siebie, zresztą nadal to robi, za
jej śmierć. Gdyby tylko nie otworzył tych cholernych drzwi. Gwałtownym
kopnięciem zrzucił z siebie pościel i zaczął gorączkowo chodzić po
ciemnym pokoju. Nie wziął magicznego światła, lepiej mu było myśleć w
ciemnościach.
*
Nad ranem w stanie pół snu pół jawy do uszu czarnowłosego dobiegł tupot
stóp. Nie był równomierny ani przyjemny. Brzmiał jakby korytarzami,
przebiegał maraton. Jęknął i nakrył głowę poduszką, chcąc zagłuszyć
dźwięki. Ktoś nerwowo zapukał do jego drzwi i krzyknął coś
niezrozumiałego. Chłopak jęknął głośno, ale wstał. Stając, zachwiał się
delikatnie, lecz szybko odzyskał równowagę. W głowie pojawiły mu się
obrazy ze snu oraz tajemniczy Wyklęty przynoszący wiadomość od Tamary Cathrow.
Poinformowali o tym Nikole, ale ona była zbyt zajęta organizowanie
spotkania z Enklawą. Zbyt zajęta całą tą „maskaradą”, jak słusznie
nazwał ją Fabian. Jedyną osobą w Instytucie, która mogła brać w tym
udział oprócz Nikoli, była Klara, chociaż i ona uważała obsesyjne
zachowanie szefowej za wręcz: paranoiczne. Niestety, żadne argumenty nie
zdołały jej przekonać, aby choć trochę się uspokoiła. Kilka minut
później wszyscy siedzieli już w jadalni, prawie. Nadal nie było Nikoli,
która również była ich kucharką, a więc zabrakło i śniadania.
-Nie wytrzymam – Warknął Daniel, zakładając ręce na siebie – Jestem głodny! – Krzyknął głośno.
-Nie drzyj się – Mruknęła Aniela, oglądając z zaciekawieniem swoje paznokcie. Co prawda, nie były one jakieś piękne. Zwykłe, obcięte na krótko, spiłowane na kwadratowo. Po prostu zawsze czuła się niezręcznie przy zdenerwowanym Danielu. Cóż poradzić, jeżeli jego gniew potrafił ukazać się w najgorszej formie. Raz był tak bardzo wściekły, z powodu ucieczki wilkołaka, którego złapał na łamaniu Porozumień, że cały jego pokój zmienił się w śmietnisko.
-Uspokój się – Odezwał się spokojnie Fabian – Wiesz przecież jakie to dla niej ważne. Od lat Enklawa nie zbierała się u nas.
-A kiedykolwiek się zbierała? – Zapytała Klara, patrząc na niego z miną mówiącą: „Nie żartuj sobie. Wiesz, że to nie prawda”. Szatyn zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział.
-Powiedzmy to sobie otwarcie – Oznajmił nagle Daniel, nieco spokojniejszym głosem – Clave nigdy nie uważało nas za godnych uwagi. – Nagle prychnął – Dla nich, nawet Instytut Serbski był ważniejszy.
-Wiesz, to było w ubiegłym wieku* - Stwierdził Fabian. Odpowiedzi niestety nie dostał, bo do sali wbiegła zdyszana szefowa.
-A co wy tu robicie? – Zapytała zdyszana, gdy ich zauważyła. Nocni Łowcy spojrzeli po sobie.
-No przecież na śniadanie czekamy – Powiedziała Klara. Głowa Instytutu wybałuszyła na nich oczy, jakby właśnie oznajmili jej, że jadą zabawić się do Las Vegas.
-Nie ma czasu! – Wrzasnęła tak głośno, że cała czwórka się wzdrygnęła – Jeszcze tyle rzeczy mam do roboty. Idźcie coś zjeść na mieście. Nastolatki chcieli coś dodać, lecz ona im nie pozwoliła. Każdemu dała po kilka banknotów i mrucząc pod nosem, coś o krótkim czasie i niesubordynacji, dosłownie wyrzuciła ich z jadalni, po czym zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Łowcy jeszcze przez chwilę patrzyli pustym, niewiedzącym wzrokiem na drzwi.
-To, co idziemy? – Pierwszy z letargu obudził się oczywiście Daniel. Nadal nie w pełni świadomi, pozostali zawtórowali mu i cała grupa skierowała się w stronę wyjścia. Pierwszy raz bez runy niewidzialności…
-Nie wytrzymam – Warknął Daniel, zakładając ręce na siebie – Jestem głodny! – Krzyknął głośno.
-Nie drzyj się – Mruknęła Aniela, oglądając z zaciekawieniem swoje paznokcie. Co prawda, nie były one jakieś piękne. Zwykłe, obcięte na krótko, spiłowane na kwadratowo. Po prostu zawsze czuła się niezręcznie przy zdenerwowanym Danielu. Cóż poradzić, jeżeli jego gniew potrafił ukazać się w najgorszej formie. Raz był tak bardzo wściekły, z powodu ucieczki wilkołaka, którego złapał na łamaniu Porozumień, że cały jego pokój zmienił się w śmietnisko.
-Uspokój się – Odezwał się spokojnie Fabian – Wiesz przecież jakie to dla niej ważne. Od lat Enklawa nie zbierała się u nas.
-A kiedykolwiek się zbierała? – Zapytała Klara, patrząc na niego z miną mówiącą: „Nie żartuj sobie. Wiesz, że to nie prawda”. Szatyn zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział.
-Powiedzmy to sobie otwarcie – Oznajmił nagle Daniel, nieco spokojniejszym głosem – Clave nigdy nie uważało nas za godnych uwagi. – Nagle prychnął – Dla nich, nawet Instytut Serbski był ważniejszy.
-Wiesz, to było w ubiegłym wieku* - Stwierdził Fabian. Odpowiedzi niestety nie dostał, bo do sali wbiegła zdyszana szefowa.
-A co wy tu robicie? – Zapytała zdyszana, gdy ich zauważyła. Nocni Łowcy spojrzeli po sobie.
-No przecież na śniadanie czekamy – Powiedziała Klara. Głowa Instytutu wybałuszyła na nich oczy, jakby właśnie oznajmili jej, że jadą zabawić się do Las Vegas.
-Nie ma czasu! – Wrzasnęła tak głośno, że cała czwórka się wzdrygnęła – Jeszcze tyle rzeczy mam do roboty. Idźcie coś zjeść na mieście. Nastolatki chcieli coś dodać, lecz ona im nie pozwoliła. Każdemu dała po kilka banknotów i mrucząc pod nosem, coś o krótkim czasie i niesubordynacji, dosłownie wyrzuciła ich z jadalni, po czym zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Łowcy jeszcze przez chwilę patrzyli pustym, niewiedzącym wzrokiem na drzwi.
-To, co idziemy? – Pierwszy z letargu obudził się oczywiście Daniel. Nadal nie w pełni świadomi, pozostali zawtórowali mu i cała grupa skierowała się w stronę wyjścia. Pierwszy raz bez runy niewidzialności…
____________________________________________________
1*. Imię demona jest wymyślone przez: mua :)
2*. Tak nawiązuje do sytuacji i zdarzeń z TMI (DA), aczkolwiek akcja dzieje się raczej w czasie TDA
3*. Dla tych co nie znają dobrze historii:
Jednym z powodów, dla których rozpoczęła się I wojna światowa był zamach na Arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie (Serbia)
___________________________________________________________________
Czytasz=Komentujesz
Bardzo fajne. Też od niedawna piszę bloga i zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://shadow-world-in-poland.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJak mniemam zły link skopiowany XD ale i tak dziękuje :)
UsuńBardzo fajne. Też od niedawna piszę bloga i zapraszam (teżo Nocnych Łowcach (Dalsze przygody bochaterów książek z cyklu ,,Dary Anioła")
OdpowiedzUsuńhttp://daryaniola-clary-jace-opowiadania.blog.pl/
Haha, dziękuję :) Chętnie wpadnę :P
UsuńRewelka! <3
OdpowiedzUsuńthx ;*
Usuń