sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 6 ~Nowe, stare życie~

Czytasz=Komentujesz 

_________________________________________________________________

Rozdział 6

*
"Od­bierz prze­ciętne­mu człowieko­wi je­go kłam­stwo życia, a wziąłeś mu za­razem całe szczęście"
 



-Macie mnie natychmiast zostawić albo zawiadomię policję! – Krzyczał chłopak, uderzając i wyrywając się dwójce Nocnych Łowców, którzy kurczowo trzymali go za ramiona i prowadzili ulicami Warszawy ku Instytutowi. Przed trójką młodych mężczyzn szły dziewczyny, które pilnowały, aby nikt ich nie zauważył. Nie mogli nałożyć Remigiuszowi run, bo tak naprawdę nie wiedzieli co się może z nim stać. Sami też nie mogli ich sobie nałożyć, bo jakby to wyglądało? Rzucający się na wszystkie strony chłopak idący samotnie ulicą? Zresztą aktualna sytuacja też nie była najkorzystniejsza. Gdyby zauważył ich jakiś Przyziemny, mógłby pomyśleć, że chcą uprowadzić chłopaka. Po części to była prawda. Nie mogli go zostawić na pastwę losu, zwłaszcza że miał Wzrok. Musieli go zabrać do Instytutu, chociażby siłą, tam będzie bezpieczny. Przynajmniej przez jakiś czas.

-Uspokój się koleś – Mruknął po raz setny Daniel, który starał się nie okazywać poirytowania i niechęci wobec szatyna. Nie przepadał za nim już od chwili kiedy zobaczył go po raz pierwszy. Nawet jeśli było to kilka minut temu.

-Nie! – Ryknął w jego stronę chłopak. Keywater przewrócił jedynie oczami. Wreszcie ich oczom ukazały się strzeliste wieże Instytutu. Podeszli pod samą bramę, lecz za nim weszli na dziedziniec, się zatrzymali.

-Widzisz to? – Zapytał brunet Remigiusza.

-Widzę starą Ambasadę Rosji, jeśli o to ci chodzi – Warknął.

-Przyjrzyj się – Powiedział spokojnie chłopak. Remek chciał już odpowiedzieć mu coś zgryźliwego, ale coś w jego wnętrzu kazało mu postępować zgodnie z jego poleceniami. Spojrzał na budynek i się skupił. Przez chwilę nic się nie działo. I nagle to, co wyglądało jak opuszczony budynek, zaczęło falować. Obdarte ściany zaczęły rosnąć, rozszerzać się i kształtować.

-Matko jedyna – Mruknął tylko, gdy na jego oczach stara rudera zmieniła się w okazałą katedrę gotycką. Strzeliste wieże, wysokie okna, rozeta tuż nad drzwiami z ciemnego drewna. A do samego kompleksu prowadziła żelazna, pobłyskująca brama.

-Mówiłem – Szepnął Daniel do swego parabatai , w czasie gdy szatyn napawał się niezwykłością ów miejsca.

-Miałeś rację, ale lepiej go zaprowadźmy do Nikoli, ona będzie wiedzieć co z nim dalej począć – Odszepnął. Obaj podeszli do zielonookiego i pchnęli go w stronę bramy. Był zbyt zafascynowany niezwykłym zjawiskiem, by zgłosić jakikolwiek protest. Dziewczyny weszły zaraz za nimi.

-Całkiem ładny ten chłopak – Mruknęła cicho Aniela tak, aby usłyszała ją tylko Klara.

-Czy ja wiem, jak każdy Przyziemny – Odparła. Tamta wzruszyła ramionami. Tak naprawdę również uważała, że chłopak jest bardzo atrakcyjny, jak na Mundane. No, ale w końcu to człowiek. Zresztą Klary nie interesowały związki. Zwłaszcza, iż jedyny facet, który jej się podoba, nie zwraca na nią żadnej uwagi1.

Pchnęli wysokie, mosiężne drzwi i weszli do środka. Remigiusz zdawał się zahipnotyzowany całym tym miejscem i wyglądał jakby, zapomniał już, dlaczego tu się znalazł.

-Wy go przypilnujcie, jak pójdę po Nikole – Powiedziała Aniela do pozostałych i zniknęła w głębi korytarza. Tronowski patrzył jak jedyna osoba w towarzystwie, która nie uznaje go na bezdomnego kota, którego trzeba wziąć w opiekę „bo to modne”, odchodzi. W tej samej chwili dotarło do niego to, co się stało przed kilka ostatnich minut. Ambasada zmieniająca się w Notre-Dame. Na jego oczach!

-Co tu się dzieje?! – Wybuchnął nagle, tak ostro, że, aż trójka jego towarzyszy podskoczyła.

-No i po co te nerwy – Powiedział Daniel, wywiercając w nim dziurę swoimi czarnymi jak węgiel oczami. Remek już szykował się, aby mu odparować, gdy rozległy się dwa kobiece głosy.

-…więc wzięliśmy go, bo pewnie teraz inni się nim mogą zainteresować – Głos Anieli rozległ się echem po całym holu. Zza rogu wyłoniły się szatynki. Remigiusz stwierdził, że ta druga ma pewnie około dwudziestu lat. Miała długie ciemne włosy okalające bladą twarz w kształcie serca. Niebieskie oczy kobiety przesunęły się po każdym w pomieszczeniu, zatrzymując na nowym przybyszu.
*
Biblioteka w Instytucie była połączona z jadalnią. Półki z książkami zdawały się zastępować ściany. Tylko w nielicznych miejscach było widać przebłyski białej farby. Z sufitu zwisał piękny, kryształowy żyrandol . Pośrodku pomieszczenia stał przeszklony stół, na którym walały się różnorakie papiery, okruchy i wszystkie inne śmieci pozostawione przez Enklawę, których Nikola nie zdążyła sprzątnąć. Obok jednej ze ścian stała brązowa skórzana kanapa. Szefowa zebrała tutaj całą piątkę i kazała im usiąść przy stole. Zdezorientowany Remigiusz stanął w miejscu jak wmurowany i oglądał fasady pomieszczenia. Zirytowany Daniel pchnął go do przodu i posadził na wolnym krześle. Jak dziecko, pomyślał. Ale czego można wymagać od Przyziemnego wprowadzonego dopiero co w Świat Cieni? Ravenwolf bezpośrednio zaczęła zadawać pytania. Skąd pewność, że ma Wzrok? Czy ktoś ich widział? Co z Flavo? Dlaczego byli, akurat w tym klubie? I kim jest ten chłopak?

-Bo demon sam to powiedział, nie, wrócił do siebie, było po drodze. Niech sam odpowie – Odpowiedział na jednym wdechu czarnowłosy. Spojrzenia wszystkich zebranych przesunęły się na szatyna, który opuścił głowę. Włosy zasłoniły mu twarz, a co za tym idzie zaczerwienione policzki. Czuł się jak na przesłuchaniu. Przecież to on został uprowadzony! Nikola westchnęła.

-To może inaczej, co robiłeś w tamtym klubie? – Zapytała. Chłopak przełknął ślinę, a wspomnienia minionego wieczoru uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.

-Z przyjaciółką poszedłem – Wymamrotał. Serce Daniela zaczęło szybciej bić, gdy przypomniał sobie czerwono włosom piękność.

-A co się z nią stało potem? – Zapytała brunetka. Remigiusz już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale uprzedził go ciemnooki.

-Poszła sobie, gdy zaczął gadać z niewidzialnymi przyjaciółmi – Zakpił. Tamten obrócił się w jego stronę lekko i próbował zabić go wzrokiem. Keywater nic sobie z tego nie robił.

-Czyli ona was nie widziała? Wszyscy Nocni Łowcy zgodnie pokręcili przecząco głowami.

-To dobrze – Odetchnęła z ulgą, ale zaraz napięcie powróciło – a czy widziała demona? Wszyscy zamilkli, prawie wszyscy.

-Piła – Wtrącił się Remigiusz – rano wszystko, co się działo będzie dla niej halucynacją spowodowaną alkoholem – Dodał. Często wykorzystywał ten fakt, aby jej nie stresować. Nie wiedział w końcu, jakby zareagowały, gdyby dowiedziała się, że tańczyła z obleśnym, grubym czterdziestolatkiem. Po pewnym czasie wszystko zaczęła łykać. Remek rzadko pił, sporadycznie i w niewielkiej ilości. To on był z ich dwójki tym rozsądnym. Całe pomieszczenie zalała fala ulgi.

-O tyle dobrze – Mruknął Fabian. Na sali znów zapadła cisza, którą przerywały jedynie miarowe oddechy obecnych. Remigiusz myślał tylko o tym, jak wyrwać się z tego wariatkowa, do którego trafił. Wariatkowa pełnego nieludzkich stworów, ludzi z dziwnymi tatuażami i gotyckich zamków. Jedyne czego pragnął to wrócić do domu.

Niestety jego nadzieje były płonne, gdyż Nocni Łowcy nie mogli go tak po prostu wypuścić. Miał Wzrok, a to znaczy, że był w ogromnym niebezpieczeństwie. Szczególnie po tym, jak został zaatakowany przez demona.
*
Chwiejnym krokiem w końcu doszła do bloku mieszkalnego przy ul. Nowowiejskiej. Cicho przekręciła kluczyk w zamku i wślizgnęła się do środka. Przemknęła przedpokojem do swojego pokoju. Lekko zatrzasnęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Leżała bezczynnie, ale sen nie nadchodził. Bez przerwy dręczyły ją myśli o Remku. To było dziwne, gdy gadał sam do siebie. Jeszcze dziwniejsza była to dziewczyna. Albo raczej to coś. Anastazja westchnęła. To pewnie przez alkohol, pomyślała. Często miała omamy spowodowane trunkiem. Pewnie rano się obudzi, z kacem, i wszystko będzie jak zwykle. Przewróciła się na lewy bok i po kilku minutach nareszcie zapadła w upragniony sen.

Nad ranem obudziły ją mdłości. Szybko pobiegła do toalety, nie zważając na ból głowy, i zwróciła zawartość swojego żołądka. Gdy pierwsza fala torsji minęła, spuściwszy wodę i myjąc uprzednio usta, opuściła pomieszczenie. Padła na łóżko z głośnym jękiem. Odezwał się kac poalkoholowy. Mozolnymi ruchami poszła w stronę kuchni. Z szarej lodówki wyjęła butelkę zimnej, źródlanej wody i napiła się prosto z gwintu*. Suchość ustała, ale nadal męczył ją dotkliwy ucisk w głowie. Wygrzebała z koszyczka stojącego na stole Apap i szybko połknęła tabletkę. Biorąc butelkę wody, wróciła do pokoju.

Rodziców Anastazji nie było. Zresztą to żadna nowość. Może ich rodzina nie jest jedną z tych bogatych, ale utrzymanie trzyosobowej rodziny, kosztuje ich całodzienne (czasem i nocne) siedzenie w pracy. To dlatego przyjaźniła się z Remkiem. On był jej ostoją. Zastępował jej rodzinę, z którą praktycznie nie miała kontaktu. A wczoraj zostawiła go samego w klubie.

-Muszę do niego zadzwonić – Mruknęła do siebie. Chwyciła komórkę leżącą na blacie biurka i wybrała numer przyjaciela. Pod drugiej stronie było słychać irytujący sygnał oczekiwania. Po czterech odezwała się poczta głosowa. Anastazja przełknęła ślinę. A jeśli mu się coś stało? Nie na pewno nie, pewnie wrócił do domu i teraz śpi. Z takimi myślami odłożyła telefon i włączyła telewizję.


*
- Ja?! Ja?! Dlaczego ja?! – Krzyczał głośno. Nie chciał tego robić. Ba, nie chciał widzieć Go na oczy. Nie znosił go. Więc czemu to on ma go niańczyć?

-Daniel uspokój się – Westchnęła Nikola – Ty ciągle chodzisz do świata Przyziemnych, więc znasz ich zwyczaje.

-A nie możemy go po prostu wypuścić?! – Zapytał nadal wściekły. Nie, nie, nie!

-Przecież, wiesz, że nie. Naszym celem jest ochrona Przyziemnych przed demonami, a ten chłopak dodatkowo ma Wzrok, co czyni go jeszcze bardziej podatnym na ataki. Szczególnie że sam go w to wplątałeś.

-Niby jak?!

-Według Fabiana pierwszy się do niego odezwałeś – Stwierdziła miękko szefowa. Czarnowłosy podrapał się w tył głowy i mruknął coś niezrozumiałego. Nienawidził, gdy ktoś całą winą obarczał właśnie jego. Co mimo wszystko, zdarzało się często.

-Nie ma dyskusji Danielu – Dodała kobieta — a teraz idź, zobacz co z nim i przyprowadź go – Powiedziała na odchodnym, kierując się korytarzem do swojego gabinetu. Gdy już się obróciła Daniel, wykonał dziecięcy ruch języka.

-I schowaj ten język – Usłyszał. Jęknął głośno.

Szatyn został ulokowany w pokoju na samej górze, w jednej z wieżyczek Instytutu. Oczywiście nie obyłoby się bez jego oporu, więc gdy tylko Nocnym Łowcom udało się go wprowadzić, na ręce założono mu żelazne kajdany. Pomieszczenie przeznaczone było dla niesfornych Podziemnych, których nieraz trzeba było przetrzymać i czekać na decyzję Clave, co z nimi będzie dalej. Wbiegając na raz po dwa schodki po kilku minutach, znalazł się przed drewnianymi drzwiami do pokoju. Wieńczyły je żeliwne zdobienia, wtopione w wysokiej drewno, przedstawiające runy. Pomieszczenie było zamknięte wielką kłódką z adamasu i kilkoma zamkami z czystego srebra (w razie, gdyby jakiś wilkołak chciał uratować swojego pobratymca). Po kolei Daniel zwalniał każde zamknięcie. O wiele mniej czasu zajęła mu droga na górę, przez równo 786 schodów, niż otwieranie tych zamków. W końcu udało mu się. Pchnął drzwi, które skrzypnęły. Środek pokoju zalewała smuga światła przebijająca się przez barwny witraż na lewej ścianie przedstawiający anioła Razjela z jego Darami. Od kamiennych, szarych ścian bił przejmujący chłód. Pomieszczenie było zaokrąglone, więc nie było miejsca na kominek, który mógłby ogrzać to miejsce. Nie było nawet mowy o grzejniku.

Obok okna stało szerokie łoże z baldachimem. Na ciemnozielonej narzucie spała skulona, skuta łańcuchami postać. Miał potargane włosy, a spod lekko przesuniętych kajdan widać było zaczerwienione nadgarstki. Niemal zrobiło mu się go żal. Niemal. Podszedł bliżej do łóżka chłopaka. Chwycił za brzeg kołdry, na której leżał szatyn i pociągnął mocno. Pierzyna wysunęła się spod ciała chłopaka, a on sam prawie spadł z łóżka. Na szczęście przytrzymywały go łańcuchy.

-Au! – Jęknął, gdy metal wbił mu się w nadgarstki.

-Wstawaj Przyziemny – Mruknął brunet – Mam cię zaprowadzić na dół i nawet nie próbuj uciekać – Powiedział tylko, rozkuwając chłopaka. Chwycił go za ramię, podniósł do pozycji stojącej i pchnął w stronę drzwi. Remigiusz nie chętnie robił co tamten, mu kazał, jednocześnie rozmasowując obolałe ręce. Nie rozumiał, dlaczego trzymali go tu jak jakiegoś przestępcę. To oni nimi są. Porwali go najpierw, a teraz przetrzymują wbrew własnej woli. O nie! A co z rodzicami i Kariną. Pewnie się o mnie zamartwiają. A co dopiero Ana! Musiał się jakoś z nimi skontaktować, ale ci ludzie zarekwirowali mu komórkę. Protestował, ale to nic nie dało. Po całej nocy pełnej krzyków miał tak zdarte gardło, że nie miał nawet siły mówić. Nie pamiętał, kiedy zasnął, ale zapewne zmęczenie było silniejsze od postawionego celu, buntowania się przez całą noc. Z trudem przełykał ślinę, gdy przedzierali się krętymi korytarzami. Nawet jeśli by próbował, nie uciekłby. To istny labirynt. Teraz w przebijającym się gdzieniegdzie, przez rozety i witraże, świetle dnia miejsce zdawało się cofać w czasie o kilkaset lat. Na ścianach wisiały portrety, obrazy i inne malowidła przedstawiające ludzi z tatuażami walczących z dziwnymi stworzeniami. Na jednym z obrazów, co go zdziwiło, zobaczył Bacha3.

Biblioteka wyglądała niemal tak samo, jak uprzedniego wieczoru, tyle że przez wysokie okna przebijało się słońce. W powietrzu unosił się zapach starych książek. Kurz błyskał pomiędzy promieniami słońca.

Tym razem nie było tu prawie nikogo oprócz ich trójki – Remigiusza, Daniela i Nikoli. Pokazała szatynowi miejsce przy stole, a brunetowi dyskretnym gestem kazała wyjść za drzwi. Chętnie opuścił bibliotekę, byle jak najdalej od tego Mundane. I książek.

-Dziś pozwolimy ci na chwilę wrócić do domu – Stwierdziła od razu po wyjściu Daniela szefowa Instytutu.

-Co znaczy na chwilę? – Wychrypiał Remek. Gardło piekło go niemiłosiernie, jednak nie chciał pokazać po sobie słabości. To nie było konieczne. Kobieta zorientowała się po jego głosie i podsunęła mu szklankę, którą uprzednio napełniła wodą z dzbanka. Co prawda niepewnie, ale wypił trunek. Nie niósł wielkiego ukojenia jego gardłu, ale zawsze to coś. Powtórzył pytanie.

-Nie możesz zostać, wybacz za wyrażenie, na wolności – Powiedziała miękko – Instytut jest schronieniem przed demonami. Biorąc pod uwagę ostatnie okoliczności, jesteś w niebezpieczeństwie i tylko tu będziesz bezpieczny.

-Co z moją rodziną? – Zapytał lekko podniesionym tonem, na który brunetka nie zwracała uwagi. Jak najbardziej rozumiała jego wzburzenie. Kto chciały z dnia na dzień zostać wplątany w Świat Cienia?

-My się tym zajmiemy – Oznajmiła.

-A co ze szkołą? Co z moimi znajomymi? Przecież nie będziecie mnie tu trzymać dwadzieścia cztery na siedem! Prawda? – Gorączkowo szukał wewnątrz nadziei.

-Nie martw się, do szkoły będziesz, mógł chodzić, ale zawsze ktoś z nas będzie cię pilnował.

-Po co mi niańka? – Oburzył się.

-W ten sposób będziesz bezpieczniejszy. Demony raczej nie zaatakują cię w miejscu publicznym w środku dnia, ale trzeba chuchać na zimne – Stwierdziła.

-To nie możecie mnie też pilnować w domu?

-Chcesz narazić swoją rodzinę? – Te cztery słowa wystarczyły, aby dać mu do myślenia. Nie chciał, aby cokolwiek stało się jego rodzicom, czy też starszej siostrze. Nie darowałby sobie tego. Jeśli na prawdę on sam jest w niebezpieczeństwie, to co dopiero jego najbliżsi! Ana!

-Mam rozumieć, że mam zabrać z domu najpotrzebniejsze rzeczy? – Zapytał spokojnie.

-Tak.

-Kiedy?  

_______________________________________________
1.Ciekawe, kto? O.o
2.Jam profesor Miodek (kto ogląda kabarety, wie o co chodzi)
3. Kto czytał DA, wie :P

_________________________________________________________

Nareszcie udało mi się napisać 6 rozdział! :D

15 komentarzy:

  1. Hej, fajny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku chciałabym cię bardzo przeprosić za to, że komentuję dopiero teraz! W końcu od jakiegoś czasu, udało mi się spokojnie usiąść przy laptopie i zagłębić w kontynuację tego opowiadania...
    No, ale nic. Naprawdę, robi się coraz ciekawiej. Za każdym razem, kiedy wchodzę na tego bloga, mam coraz wiekszą ochotę przeczytać ,,Dary Anioła", których niestety - nie potrafię dorwać. Ten blog jednak jakoś mnie zaspokaja? I nie wgłębiajmy się w to, jak to dziwnie brzmi. (XD)
    Jestem ciekawa jak to dalej będzie z Remkiem. Ja sama nie wiem, co zrobiłabym musząc od tak zostawić wszystkich, których kocham. Z niecierpliwością czekam na to, co dalej się wydarzy!
    P.S Dziękuje za muzykę. Naprawdę ją polubiłam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny post. Z wielką przyjemnością się go czyta. Pozdrawiam!

    patipatirysuje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z twoich najlepszych postów! Gratulacje!

    ponyodinnejstrony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe opowiadanie, miło się czyta. Masz talent. Zyczę weny i wpadne na nastepny rozdział.
    Zapraszam tez do siebie bo zaczynam
    http://gdy-wzeszlo-slonce.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej!
    Serdecznie zapraszam do nowo powstałego Spisu Opowiadań http://nasz-spis-opowiadan.blogspot.com/, na pewno znajdziesz tam coś dla siebie ;)
    Dopiero zaczynamy, więc każda nowa osoba i blog są dla nas ważne!

    Załoga Spisu Opowiadań.

    P.S. wciąż poszukujemy osób, które dołączyłyby do naszej załogi!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, świetne! Masz talent. :))


    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam. ;)
    http://the-piece-of-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam do spisu blogów, a mianowicie Katalogu Euforia! http://katalog-euforia.blogspot.com/
    Dołącz i ty!
    Pozdrawiam, taasteful :)

    OdpowiedzUsuń