czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 8 ~Boimy się tego co nieznane~

Czytasz=Komentujesz

______________________________________________

Rozdział 8

*

"Wszyscy kłamią, ale to nie ważne ponieważ nikt ich nie słucha."


*


Ten dzień nie grzeszył opadami. Nieboskłon skrył się za szarymi chmurami, z których lały wielkie krople deszczu. Ciemnozielona kurtka Remigiusza, jego buty i torba z logiem jakiegoś starego zespołu - to wszystko było przemoczone. Nie spakował parasola, za co był serdecznie wdzięczny losowi. Klnąc na wszystko dookoła, przecinał ulice Warszawy z pochyloną głową, tak aby woda z kaptura nie ściekała mu do oczu. Od suchego budynku szkoły dzieliło go jeszcze kilka przecznic, a pogoda raczej nie miała w planach się zmienić na lepszą dla jego kilkunastu, a może i dziesięciominutowej podróży piechotą. Od razu, następnego dnia Nocni Łowcy pozwolili mu opuścić Instytut, aby mógł pójść do szkoły. Warunkiem było to, że ktoś z nim pójdzie. Jako że Daniel był najbardziej obeznany w ludzkim świecie i często odwiedzał ich szkoły, miał objąć pieczę nad nastolatkiem. Obaj chłopacy nie byli zadowoleni z tego powodu. Remigiusz nie chciał, aby jego porywacze mu towarzyszyli jeszcze bardziej w życiu codziennym. A Daniel… po prostu nie chciał mieć nic wspólnego z Remigiuszem. Nie tolerował jego obecności, a tym bardziej nie chciał go niańczyć. Nie mieli jednak wyboru. Warunek był taki, że Daniel miał pozostać niewidzialny i trzymać się na odległość od Remka i bez powodu nie zbliżać się do niego oraz jego znajomych.
Teraz gdy szli ulicami stolicy Remigiusz, mimo że wiedział o obecności Łowcy, nie wyczuwał jej, ku jego uciesze. Od razu po opuszczeniu Instytutu czarnowłosy wyjął w ukrytej w butach kieszeni kryształową różdżkę – jak nazwał ją szatyn. Nie śmiał jednak zapytać, czym to coś jest. Keywater przyłożył Stelę do wewnętrznej strony ręki i czując znajome palenie, zaczął rysować dobrze znaną mu Runę Niewidzialności. Chwilę potem zniknął. Rozejrzał się wokoło. Chłopak zdążył przejść już dobre kilka metrów i widocznie nie chciał mieć nic wspólnego z tą „magią”.

Szkoła okazała się oazą, stałym punktem w jego życiu. Poczuł niemal euforię, gdy tylko jej budynek wyłonił się zza ściany deszczu. Miał ochotę wbiec tam jak szalony, ale udało mu się powstrzymać przemożne pragnienie. Przeszedł ostrożnie przez ulicę i pokierował się do budynku. Te same znajome korytarze, twarze zwykłych ludzi, rzędy szafek. Jego ukochana normalność. Zwykłą, znajomą drogą poszedł w stronę odpowiedniej sali. Tam czekała jego klasa, którą znał już od kilku miesięcy. Tam czekała jego przyjaciółka. Gdy tylko zobaczył jej czerwone włosy ułożone w warkocza, poczuł, że jego serce przyspiesza. Była tutaj, była bezpieczna. Kamień spadł mu z serca.
- Remik! – Dziewczyna niemal pisnęła, gdy usiadł obok niej – jesteś! Żyjesz! Dlaczego wczoraj nie odbierałeś?!
- Zapomniałem załadować telefon – Skłamał, czując jak te słowa, niszczą go od środka. Widział, że Anastazja do niego dzwoniła, ale nie miał odwagi, aby oddzwonić. Bał się, że odbiorą mu jedyny kontakt z rzeczywistością. Dziewczyna głośno westchnęła.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz! – Powiedziała, po czym szybko go przytuliła. Ostoja, pomyślał Remigiusz. Ona była jego ostoją.

 Czuł zazdrość. W jaki sposób on zasłużył na jej miłość? Nawet jeśli jak twierdził byli tylko przyjaciółmi, to ona go kochała. To było widać. Może nie była to taka miłość, ale istniała między nimi niewyobrażalnie silna więź. Może w przyszłości przerodzi się w coś więcej? Nie chciał o tym myśleć. Zbyt bardzo sam zapuścił się te dziwne zakamarki, żeby dać wolną drogę jakiemuś śmiertelnikowi. Patrząc na jej twarz, która wpatrywała się z troską w szatyna, wiedział, że warto o nią walczyć. Z drugiej strony to nie było takie proste. Była zwykłą Przyziemną, która nie miała nic wspólnego ze Światem Cieni, nie wliczając w to jej przyjaciela. Nie chciał, ba to wręcz zakazane, wplątywać jej w ten świat pełen demonów, Dzieci Nocy, Księżyca, faerie i innych stworzeń. To nie byłoby fair. Jeżeli Remigiusz, który de facto był mężczyzną, nie mógł ogarnąć tej dziwnej sytuacji, to co dopiero zrobiłaby dziewczyna. Czym innym jest zabawiać się z ludźmi w klubie, a obcować z demonami, które jedyne czego pragną to twój okrutny, bolesny koniec. Nie chciał jeszcze bardziej maltretować się ciemnymi scenariuszami, więc odrzucił je w dalszy kąt umysłu i z ukrycia przyglądał się poczynaniom Przyziemnych.

*

Mijające godziny zdawały się dłużyć w nieskończoność. Każdy kolejny dzwonek budził w nim lęk.  Nie chciał się z nią rozstawać, nawet jeśli to miałby być jeden dzień. Dopiero będąc w szkole odkrył jak bardzo za nią tęsknił, mimo że rozstali się na tak krótki okres czasu. Najgorsze w tym wszystkim było ukrywanie sekretu, który wypełniał jego wnętrze, szukając ujścia na wolność.  Mimo, że cały ten bajzel był dla niego czymś irytującym i chciał się od niego jak najszybciej oderwać, wiedział również że nie może tak po prostu wyjść na ulicę i ogłosić go światu. Nie dość, że prawdopodobnie ci łowcy by go najchętniej zabili, to jeszcze zwykli ludzie wzięli by go za niespełna rozumu wariata.Nie miał pojęcia jak długo tamci zamierzają go przetrzymywać i jak długo będzie musiał okłamywać Anastazję. Może była szalona, spontaniczna, energiczna i męcząca – ale nadal była jego najlepszą przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką. 
Właśnie trwała ich ostatnia lekcja tego dnia, jaką była biologia. Nienawidził tego przedmiotu*, lecz wbrew sobie chciał, aby ta lekcja trwała jak najdłużej. W tej sali zamiast klasycznych ławek stały długie stoły laboratoryjne tworzące niedokończony prostokąt. Pośrodku stał mniejszy stolik zarezerwowany dla nauczyciela. Pani Wilanowska pokazywała uczniom, w jaki sposób za pomocą odpowiednich przyrządów mają odciąć kawałek liścia rośliny i obejrzeć go pod mikroskopem. Jeden mikroskop przeznaczony był dla 3 osób, więc oprócz Any i Remika w grupie był jeszcze niski chłopak w nerdach bez szkiełek. Podczas gdy on układał pomiędzy dwoma cienkimi szkiełkami kawałek liści, wycięty uprzednio przez Remka, on wraz z Aną zatopili się w rozmowie na temat tego dziwnego wieczoru.                                                                                                                    –Zachowywałeś się jakbyś, zobaczył ducha – Wyznała dziewczyna, spoglądając w ciemne oczy Remigiusza. Szatyn podrapał się nerwowo po karku.
 –Oj, wiesz co alkohol, robi z ludźmi – Powiedział z nikłym uśmiechem. Nagle coś mu przyszło do głowy – a pamiętasz coś jeszcze z tej imprezy?
 -W sumie to film mi się urwał, jak poszedłeś obściskiwać się z tą laską. Pamiętam tylko tę dziwną sytuację. – Anastazja lekko zarumieniła się na wspomnienie tej chwili. Z jednej strony chciała, aby jej przyjaciel poznał jakąś dziewczynę, w której się zakocha, a jednocześnie nie chciała się nim z żadną dzielić. On należał do niej. Chłopak odetchnął z ulgą. Nie pamiętała, że ta sama dziewczyna zmieniła się w potwora, który próbował ich zabić.
 –To dobrze – mruknął cicho tak, aby jego głos nie dotarł do przyjaciółki. 
–Co? 
--Nic takiego – Odparł – lepiej pomóżmy Patrykowi, bo Wilanowska znów powie, że nic nie robimy. –Jak ja nie znoszę tej baby – Wyznała czerwonowłosa – zawsze się mnie czepia. 
–Ona uczy biologii, a twój kolor włosów przypina krew. To na pewno o to chodzi – Zażartował, a Ana jak zwykle cicho zachichotała. Lubiła jego żarty, nawet jeśli były słabe. Tak jak ten*. Oboje dołączyli do chłopaka, akurat w momencie, gdy nauczycielka zbliżała się do ich stanowiska. Bez słowa spojrzała na próbkę i odeszła dalej, mrucząc coś niewyraźnego pod nosem. Anastazja i Remigiusz spojrzeli po sobie, a potem uśmiechnęli się porozumiewawczo. Nie zdawali sobie sprawy, że patrzy na nich ktoś, kto najchętniej rozdzieliłby tę dwójkę. Ktoś, kto widząc ich razem, czuł nieprzemożną zazdrość i niechęć. Ktoś, kto pragnął jedynie tego, czego wszyscy chcą. Miłości.              
Jego ponure przemyślenia, pełne wewnętrznej goryczy zawierające jednak wrażliwość, którą starał się skryć w sobie od dawna, przerwał dzwonek oznajmiający zakończenie lekcji. –Nareszcie! – Szepnął sam do siebie, gdy zauważył jak twarz Remigiusza, wygina się w zniesmaczony grymas. To mogło oznaczać tylko jedno – skończył na dzisiaj lekcję. Wreszcie po tej wielogodzinnej torturze wróci do Instytutu, zaszyje się w swoim pokoju i odda własnym upodobaniom. Postanowił poczekać na chłopaka przed wejściem do budynku. Niech ma trochę prywatności. Skrył się za rogiem i wyjmując Stelę z buta, odnowił Runę Niewidzialności. Po kilku minutach zobaczył go jak na pożegnanie, żegnał się z ciemnooką. Udając znudzenie, ruszył za sylwetką chłopaka oddalającą się ze skwaszoną miną od jego ludzkiej przyjaciółki.
–Nareszcie – Mruknął, idąc obok chłopaka, który ewidentnie starał się go zignorować, udając, że go nie słyszy. Tamten nie przejął się tym. Wreszcie wracają i do końca dnia nie będzie musiał oglądać jego ludzkiej twarzy! Czy życie może być piękniejsze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz